wtorek, 15 lutego 2011

Dzieci to też ludzie.

Czy dzieci mogą mieć prawo do własnych odczuć? Czy my jako rodzice potrafimy to uszanować? Czy potrafimy spojrzeć na dziecko, widząc w nim przyszłego dorosłego?

    Dziecko to mały człowiek, który poznaje świat i wszystko co jest z nim związane. Wszystkie sytuacje, nowe zdarzenia wywołują w nim uczucia pozytywne i negatywne. Każde dziecko wyraża je w sposób spontaniczny, mówi co czuje, nie analizuje słów. My jako rodzice mamy do spełnienia ważną rolę w tej kwestii, a mianowicie musimy zaakceptować te uczucia i nie można nam zignorować sposobu widzenia dziecka.

    Pamiętam z okresu mojego dzieciństwa, że moje uczucia tak naprawdę nie miały żadnego znaczenia. Mówiono np.: „To tylko dziecko, co on może wiedzieć” lub „Nie masz powodu tak się martwić”. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tymi słowami, teraz jako rodzic wiem, że moim zadaniem jest pomaganiem dzieciom w rozpoznawaniu ich uczuć, ponieważ ma to duże znaczenie w życiu dorosłym.

    Zamiast mówić do dziecka np.: „To wcale nie boli, nie płacz”, należy powiedzieć „Widzę, że ta rączka cię boli i jest ci smutno”. Jeżeli w ten sposób powiemy to dziecko poczuje się zrozumiane przez nas, natomiast pierwszy sposób wzbudzi w nim jeszcze większy żal, ponieważ poczuje, że nie rozumiemy jego bólu, albo może pomyśleć, że źle interpretuje sytuację, która ma miejsce.

    Należy uznawać wszystkie uczucia naszego dziecka, te pozytywne i te negatywne np.: „To zachowanie Tomka mogło cię zdenerwować” lub „Naprawdę złościsz się, gdy Marcin ci dokucza”.

    W niektórych sytuacjach uznanie uczuć pozwoli na złagodzenie napięcia panującego w rodzinie. Pewnego dnia gdy przy śniadaniu moja córka powiedziała : „Ta parówka jest wstrętna”, nie wygłosiłam swojego kazania , żeby tak się nie odzywała, bo przecież zrobiłam  jej śniadanie i powinna być zadowolona, tylko powiedziałam: „Rozumiem, że wolałabyś zjeść coś innego”. Słowa, które powiedziałam zapobiegły wyolbrzymieniu problemu, a może nawet sprzeczce rodzinnej.

     Latem, będąc z dziećmi na wczasach w małym domku, zerwał się wiatr i zgasło światło. Dzieci były przerażone. Po chwili gdy pojawił się prąd chciałam krzyknąć: „O już jest światło, nic się przecież złego nie stało, prawda”, ale zaraz ugryzłam się w język i zamiast tego powiedziałam: „To było przerażające”, a później dodałam: „Zobaczcie gdy świeci się światło wszystko jest takie przyjazne, a kiedy zgaśnie pokój robi się przerażający”. Po tych słowach wszyscy zaczęli mówić o swoich uczuciach. Dzieci powiedziały kiedy odczuwają największy strach. Mówiły i mówiły, aż powiedziały wszystkie swoje obawy. Wyrzuciły z siebie wszystkie lęki i niepokoje. Po wyznaniach zapadła cisza i wszyscy czuli, że są zrozumiani i kochani.
  
    Stosując tą nową metodę na początku miałam obawy, czy mówiąc do dzieci o przerażeniu nie potęguję tego uczucia. Jednak mówiąc o uczuciach tych złych i tych dobrych nie dajemy aprobaty na te uczucia i nie potęgujemy ich, a tylko je potwierdzamy i wysłuchujemy. Jeżeli złośliwe albo krzywdzące emocje zostają ujawnione i wysłuchane, to dziecko może zmienić swoje zachowanie.
    Pamiętajmy zatem, że zadanie rodzica polega na zrozumieniu głębi uczuć dziecka. Rodzice, którzy dostrzegają ból dziecka, nie zaprzeczają jego istnieniu i potrafią przez samo wysłuchanie dziecka przekazać mu informację typu: „To można przetrzymać”, dając wiarę swojemu dziecku i siłę do przetrzymania wszystkiego. Takie dziecko łatwiej zniesie wszelkie przeciwności losu i stawi czoło dużym wyzwaniom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz